środa, 27 marca 2013

The killer day

Dziś padam - a to jeszcze nie koniec dnia. Od rana jak zwykle zawiozłam Igę do przedszkola, tyle tylko, że musiałam być elegancko ubrana, więc noszenie odpadło i w zasadzie na każdym kroku musiałam pilnować, żeby moje kochanie się o mnie nie wytarło. Udało się. Dzień w pracy intensywny, w dodatku z wyjazdem to klienta - co u mnie wiąże się z dodatkowym stresem - zdążę, czy nie. Żeby tego było mało przed samym wyjazdem alarm w aucie nie chciał załapać. Otworzyłam go z kluczyka, ale wtedy zaczął wyć i nie dało się go wyłączyć. Jakby akumulator alarmu siadł. Zapaliłam silnik w wyjącym aucie i po chwili dało się to wycie przerwać. Uff. Wyjęłam nawigację, włączam i nic. Zepsuła się... dojechać musiałam z pamięci. W międzyczasie okazało się, że spotkanie się przesunęło o godzinę na 15, co oczywiście oznaczało, że przed 17 nie skończymy. Ja w końcu wyszłam z niego o 17, ale nie doszliśmy nawet do końca naszych prezentacji. Wpadłam do przedszkola przed 18 i odebrałam Igę. Niby wszystko było ok. Ale już pod domem Iga zaczęła strasznie marudzić i tak zostało do jej zaśnięcia. Tata jeszcze siedzi w pracy, czyli w zasadzie od rana do teraz byłam na pełnych obrotach. A teraz wypadało by się jeszcze spakować, bo jutro wyjeżdżamy. Nie mam siły.

1 komentarz:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...