niedziela, 21 listopada 2010

Piątkowo-sobotnie imprezy z bobasem

Przyszedł weekend. Po raz pierwszy od dawien dawna jesteśmy w weekend w Warszawie - nie jedziemy ani do rodziców do Łodzi czy Kielc, ani do znajomych. Mamy trochę czasu dla siebie i bardzo napięty grafik:)

W piątek mieliśmy iść wszyscy na spotkanie z koleżanką, która akurat przyleciała na chwilę z Paryża. Tatuś w ostatniej chwili się rozmyślił, więc stwierdziłam, że skorzystam i pójdę sama - bez Igi. W końcu od czasu do czasu małą night out mi się należy. Doby wybór. Już prawie zapomniałam jak to jest iść gdzieś i móc skupić się na rozmowie, a nie przewidywać jaki będzie następny ruch małego stwora.

Sobota: najpierw obiad u znajomych, a wieczorem impreza. Zwykle ja szykuję dzidziusia do wyjścia, tym razem jednak szykował tatuś. Wziął niemal że wszystko:)

Znajomi przywitali nas w progu stwierdzeniem, że nie maja nic dojedzenia dla Igi i że może pójdziemy razem do sklepu, bo oni nie wiedza co kupić:) Oczywiście wytłumaczyliśmy, że jedzenie wozimy ze sobą. Wyjęliśmy słoiczek i podgrzaliśmy go. Iga chociaż głodna nie chciała jeść. Dziwne. Spróbowałam, a tu zupka nie daje się do jedzenia - dobrze, że mamy mądre dziecko i nie dało się otruć. Chłopcy szybko wyskoczyli kupić nowy słoiczek i Iga mogła spałaszować dużo jedzonka.

Zauważyłam, że reakcje Igowe w nowych miejscach są zawsze takie same. Pierwsze pięć minut nie trzeba jej pilnować - ona sama pilnuje rodziców. Potem się ośmiela i zaczyna zwiedzać... pokój,  kuchnię, szafy, łazienkę. :) Taki mały Sherlock Holmes na tropie.

Śmieszne było to, jak szybko pokój znajomych zaczął przypominać nasz - Iga stopniowo rozpakowywała swoje zabawki - ale po trzech godzinach siedzenia i zabawki i zwiedzanie się jej znudziło - dlatego bobas zaczął wyciągać jakieś stare plakaty.

Wyszliśmy późno, bo była już dwudziesta. Mieliśmy jechać na imprezę, ale plan był taki, że wstąpimy do domu i damy Idze kaszkę. Stwierdziliśmy, że nie zdążymy:( Zdecydowaliśmy, że pójdziemy tylko na kilka godzin, więc Iga dostała szybko pierś, a kaszka została przesunięta na później.

Na imprezie u mojego dobrego kolegi było kilkoro dobrych znajomych i tłum nieznajomych. Trochę dziwnie na nas na początku patrzyli - jak to impreza, a tu taki szkrab:) Ale Igulca nie da się nie lubić. Iga szybko wczuła się w klimat. Zaczęła marudzić na moich kolanach więc puściłam ją na podłogę. Jak tylko została uwolniona podpełzła do pustej butelki po piwie i próbowała włożyć paluszka do środka - oczywiście ku uciesze całej imprezy. Pochwaliła się też przed towarzystwem swoimi zabawkami (większość nawet nie wie, że takie są, więc chłopcy z lubością testowali ich działanie:)

Ogólnie wieczór bardzo udany.
I dla nas
I dla Igi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...