Tego tygodnia bałam się strasznie:
- czwartek i piątek spędziliśmy poza domem u babci, więc Iga miała czas się odzwyczaić
- babcia zajmująca się Adą, nie mogła do nas przychodzić, więc Iga musiała wstać dużo wcześniej i zostać w przedszkolu około 8, a nie jak dotąd o 9.
- Iga się podziębiła, więc automatycznie stałą się bardziej marudna
- w poniedziałek rano okazało się, że przed 8:15 dzieci zbierają się w sali starszaków, czyli miejscu zupełnie dla mojego szkraba nie znanym
I co? Ja się bałam a mój dzielny przedszkolak ani razu nie zamarudził. Owszem dalej muszę chwilę postać za drzwiami i dopiero, gdy Iga złapie pierwszą zabawkę zaglądam do sali, żeby powiedzieć papa, ale czas ten został zredukowany do 5 minut. Mało tego, rano Igulec cieszy się, że idzie do przedszkola.
Adaptację uważam za zakończoną!
Iga potrzebowała 3 tygodni. Metoda małych kroczków u nas zadziałała perfekcyjnie, dając dziecku czas na oswojenie się z nową sytuacją.
Koło miesiąca dzieciaki z radością latają już do przedszkola ;)
OdpowiedzUsuńmy pewnie w przyszłym roku pójdziemy do przedszkola ;)
OdpowiedzUsuńPOWODZENIA. To co my przechodziliśmy, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. I nie mówię o samym przedszkolu, ale o histerii wieczorami. NA szczęście wszystko minęło.
Usuń